Strona:Wspomnienia z mego życia (Siemens, 1904).pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy upłynął czwarty dzień bez żadnych widoków ocalenia, najodważniejsi nawet oddali się zwątpieniu. Statek parowy, którego dym ujrzeliśmy w oddaleniu, przepłynął, nie spostrzegłszy nas. Następnego ranka znowu wołano: „Okręt widać.” Ale tym razem okrzyk małe budził nadzieje. Jednak dym się coraz przybliżał i ożywiał w nas zamierającego już ducha. Okręt raz się zbliżał, to znów oddalał — zaczęła się budzić nadzieja, że nas szuka. Nareszcie zdawało się, że spostrzegł nasze sygnały i prosto skierował się ku wyspie. Nie można było wątpić — ratunek się zbliżał, a pewność ta nawet nawpół umarłych przywracała do życia. Poznaliśmy nasz okręt pomocniczy do zakładania kabli i Newall’a, naszego zbawcę, na pokładzie.
Rozgrywały się wtedy sceny, których nigdy nie zapomnę. Okręt przybijał do brzegu, a na nim wszystko wrzało życiem i pracą. Zdawało się, że nikt tam nie zważa na setki głosów radosnych, witających załogę. Kotwica spadła z łoskotem i łodzie zsunęły się na morze. Na nich znajdowały się beczki napełnione wodą i płytkie naczynia drewniane; majtkowie stawiali je na ziemi i napełniali wodą. Od p. Newall’a dowiedzieli się, że nie mamy wody i przedewszystkiem chcieli ugasić nasze pragnienie. To też kto żył, rzucał się na te naczynia i starał się ręką bodaj wody zaczerpnąć. Ale to trwało długo i coraz inni się tłoczyli. Nachylano więc poprostu głowę i chciwie wciągano doskonały napój. Nawet zwierzęta poczuły wodę i siłą przepychały się, jakkolwiek od kilku dni już leżały jak martwe pod namiotami.
Pasażerów wraz z załogą okrętową było około 500. A że mały okręt wojenny nie mógł wszystkich zabrać, więc kapitan postanowił, że załoga okrętowa pod strażą majtków z okrętu wojennego pozostanie na wyspie i to w surowym areszcie, jako kara za ich bunt; pasażerów zaś wszystkich za-