Strona:Wino i haszysz. (Sztuczne raje). Analekta z pism poety.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dycha się słodkiem życiem, gdzie szczęście ożenione z cichością. Tam trzeba iść żyć — tam trzeba iść umierać.
Tak, tam trzeba iść oddychać, marzyć — i nieskończonością wrażeń przedłużać godziny. — Pewien muzyk napisał: Zaproszenie do walca; kto skomponuje Zaproszenie do podróży, które-by można złożyć w ofierze kobiecie ukochanej — siostrze wybranej?
Tak, w tej atmosferze byłoby dobrze żyć — tam gdzie godziny wolniejsze obejmują więcej myśli — gdzie zegary wydzwaniają szczęście z głębszą, bardziej znamienną solennością.
W otoczy obramień ścian lśniących, lub na ciemnym przepychu skór kurdybańskich żyją dyskretnie błogosławione malowidła – spokojne i głębokie, jak dusze artystów, którzy je tworzyli. Słońca, barwiące o zachodzie swem złotem jadalnię czy salę, przesączają się przez przednie tkaniny, lub przez wyniosłe, zdobne okna, poznaczone ołowiem w liczne podziały. Meble są obszerne, ciekawe, dziwaczne, zbrojne w zamki i skrytki — niby dusze misterne. Zwierciadła, bronzy, tkaniny, wyroby złotnicze i fajanse grają tam oczom niemą, tajemną symfonją; zaś od wszystkich sprzętów, ze wszystkich kątów, ze szpar wszystkich szuflad, z fałdów tkanin idzie aromat szczególny — jakieś