Strona:Wino i haszysz. (Sztuczne raje). Analekta z pism poety.djvu/058

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

medjum. Tym razem mówi literat, i w niektórych ustępach jego opowiadania zdaje się przebijać literacki temperament.
„Przyjąłem — mówi on — umiarkowaną dawkę tłustego ekstraktu i wszystko szło pomyślnie. Kryzys chorobliwej wesołości trwał niedługo i znajdowałem się w stanie niemocy i zadziwienia, który był prawie szczęśliwością. Obiecywałem więc sobie wieczór spokojny i wolny od trosk. Na nieszczęście traf zmusił mię do towarzyszenia komuś na przedstawienie teatralne. Przyjąłem los swój mężnie, postanowiwszy ukryć swe niezmierne pragnienie lenistwa i bezruchu. Nie znalazłszy w swej dzielnicy wolnego powozu, musiałem zdecydować się na przebycie znacznej przestrzeni pieszo, poprzez niezgodne hałasy pojazdów, bezmyślne rozmowy przechodniów — poprzez cały ocean pospolitości. Lekka świeżość objawiała się już w końcach palców — niebawem przeszła ona w dojmujący chłód, jak gdyby ręce moje były zanurzone w konwi z lodowatą wodą. Nie było to jednak cierpienie; ostre to niemal wrażenie odczuwałem raczej jak rozkosz. Jednakże zdawało mi się, że ów chłód obejmował mię coraz bardziej w trakcie tej nieskończenie długiej drogi. Dwa czy trzy razy zapytywałem osobę. której towarzyszyłem, czy istotnie jest zimno — i za każdym razem otrzymywałem odpowiedź, że, przeciwnie, jest więcej niż ciepło. Zainstalowawszy się