Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kniaź coraz bardziej zdumiony rzekł wreszcie:
— Nie spodziewałem się nigdy usłyszeć tego z ust waszych. Wszak rękę twoją przyrzeczone księciu Brandenburskiemu.
— To i cóz? Jeżeli mnie pojmie, będzie musiał czynić tak, jak jabym czynić chciała.Ale nie wiadomo jeszcze, czy w wyrokach bożych tak stoi.
— Czy wiecie, że nową macochę mieć będziecie?
— Któż nią?
— Mówią o Sońce.
— Sońka moją macochą?
Pobladła i zamyśliła się głęboko.
— Sońka tak młoda, tak przewrotna.
— Czy wam tem przykrość wyrządziłem?
— Mnie? Przywyknę. Miałam jedną macochę, mieć będę drugą. Ale ojciec już tak wiekowy, a Sońka tak młoda.
— Stryj Witold to kojarzy.
— Stryj Witold to mąż rozumny. Musi mieć w tem swoje racye. Ale mój kochany ojciec. Nie daj Bóg, ale... aby mu to małżeństwo gorzkich owoców nie przyniosło.
Dziewica mówiła to jakby natchniona. Sieroctwo wcześnie kształtuje głowę i serce. Osamotniona snuła zwykle z swej głowy myśli,