Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wielka nowina! Wielka nowina!
Zasępił się i począł chodzić po izbie szerokiemi krokami. Rudy wpatrywał się szyderczo w twarz kniazia. Agata przycupnęła w kątku, nie śmiejąc przerwać jego myśli. Zdawała się oczekiwać wyroku.
Na wieży zamkowej dzwon uderzył na Anioł Pański.
Kniaź przystanął nagle i rzucił szorstko:
— Zawiedź ją do jej siostry i nie pokazywać mi się na oczy.
Kobieta strwożona rzuciła mu się do nóg.
— Za cóż to pan na mnie tak gniewny? Dlatego, że tak miłuję mocno. Oh, ja nieszczęśliwa.
— Przestań! nie pora teraz w miłosne sprawy się bawić. Odejdź! Później cię uwiadomię.
— O ja nieszczęsna! nieszczęsna!
Uwiesiła mu się u kolan, łkając.
— Słyszałeś nędzniku! Zabierz ją!
Ucałowała jego nogi i dała się wyprowadzić rudemu z komnaty.
Zapanowała cisza. Stary Hopanas, jak gdyby znudzony, brzęknął w lutnię, lecz przeląkł się gestu młodego kniazia.
— Precz! Kto ci pozwolił?
— Myślałem, że Miłość Wasza...
— Nie myśl nic... bo ja myślę.