Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Agata! ty? — wykrzyknął zdziwiony młodzieniec.
— To ja, moje ty ukochanie najmilejsze — rzekła, rzucając mu się do nóg. — Nie mogłam już dłużej wytrzymać bez twego lubego oblicza i uprosiłam Swirmunta, że przywiózł mnie do was.
— Swirmunta! — krzyknął gniewnie Korybut. — Tak spełniasz moje rozkazy, nędzny.Głową mi za to zapłacisz. Ha, podli.
— Przebacz! przebacz o najmilejszy — łkała kobieta. — Gdzie mnie wyżyć bez twego widoku.On nie winien. Jam mu nie dała spokoju dniem i nocą.
— I czego chcesz, utrapiona? Tu niema miejsca dla ciebie. Precz! precz z moich oczu wraz z tym nędznikiem, który cię tu przywiózł.
— To weźże życie moje, mój ty najmilejszy. Weź życie, bo bez ciebie ono halerza złamanego nie warte. Oh, ja nieszczęsna, nieszczęsna. Czemuś mnie zabić nie kazał, tam w Trokach. Spoczywałabym już pod ziemią i ruń zielona porosłaby na grobie moim.
Mówiła tak tkliwie, a miała taki miękki i słodki głos, że kniaź mięknąć się zdawał.Opamiętał się jednak.
— Precz! nie zmiękczysz mnie twoim głosem i płaczem. Dosyć już tego! Bawiłem się z tobą, jak dziecko, dziś skończyły się te dni.