Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Słyszeliście jak tam w Taborze się rządzą — rzekł jakiś hołotka, mieszczanin, do swoich towarzyszy, którzy go okrążyli kołem. — Tam niema ani mego, ani twego, ale wszyscy, wszystko wspólnie mają, tak też wszyscy ludzie razem, wszystko wspólnem mieć powinni, a nikt nie ma mieć nic własnego, a kto ma co własnego, ten grzeszy śmiertelnie.
Drugi go poparł.
— Mówią, że królów nie potrzeba, że Bóg sam ludem swoim rządzić będzie, że panowie i rycerze mają być wyniszczeni, że wszelkie prawa ziemskie, miejskie, podatki — jako postanowienia ludzkie, a nie boskie, mają być zniesione, i że tam każdy w sercu zakon nosić powinien.
— Oj głupi my, głupi. Czegóż to nam się zachciewa — rzekł przysłuchujący się im mieszczanin z Kleparza. — Niemców wypędzić chcą i wypędzą da Bóg przy pomocy naszej.
— A kto Niemcy? Księża, klechy, biskupi.Więc dalej na księży.
— Pobić trzeba króla Zygmunta i Jagiełłę królem ogłosić.
— Witolda nie Jagiełłę. Jagiełło już za stary.
— Pono poselstwo przybywa z Pragi.
W innym znów kącie izby zebrała się