Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

runęło ku drzwiom, ale drzwi się już były zamknęły za Wierzynkiem.
Po takiej scenie trudno już było rozkołysane pasyą umysły uspokoić. Wprawdzie kaznodzieja przywoływał do porządku, ale porządek gdzieś uleciał, potworzyły się grupy i partye i zrazu, niby ulegając rozkazowi, po cichu tylko szemrać poczęto, ale w miarę dyskusyi hałas się wzmagał coraz większy, tak, że Jan zeszedł z ambony.
To było hasłem już najwyższej swobody.
Pomimo braterstwa i równości, jakie kaznodzieja zalecał, widać tu było jaknajskrajniejsze partye.
Około gospodarza ugrupowała się cala falanga panów.
Spytek, syn bohatera poległego pod Worsklą, jest to figura niewielka lat trzydziestu.Włosy ciemne kędzierzawią mu się na głowie. W czarnych, niespokojnych oczach widać zuchwalstwo. Mówi prędko i gestykuluje często.
Drugim jest pan Włodko z Domobarza, wysoki, barczysty mąż. Założył sobie ręce na piersi i przysłuchiwał się z dość obojętną miną.
Trzeci z nich, to Dziersław z Rytwian, młody junak z jasnym włosem, Oparł się oburącz na głowni miecza i szyderczo patrzy na Spytka.
Przy nich uwija się żwawy,niespokojny,