Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ją wtenczas tylko zatrzyma, gdy Czesi wrócą na łono prawdziwej wiary.
Korybut otrzymał rozkaz zbierania rycerstwa, i wyruszenia do Czech najdalej w kwietniu.
Zawrzało życie.
Pierwszym, który przypadł do nóg Korybuta był pan Mikołaj Kornicz Siestrzeniec, z pocztem nieodstępnym swoich krewniaków, chłopów, jak dęby, ale chudopachołków gołych, jak święci tureccy, a przeto odważnych i zrezygnowanych na wszystko.
— Panie miłościwy! Znać to fortunne gwiazdy zdziałały, że postawiły mnie na drodze, którą Wasza Mość Królewska kroczysz.
— Kiedym ja jeszcze nie królem — odparł Korybut, chcąc przerwać panu Siestrzeticowi kwiecistą oracyę.
— Jeszcze — pochwycił Siestrzeniec — ale nim będziesz, klnę się moim Korniczem klejnotnym. Gdy więc owe aspekta niebieskie sprawiły, żem niespodzianie w takiej chwili poznał Was, o Panie, i moje usługi ofiarował, a Wyście łaskawie je przyjąć raczyli, odkładając do przyjaznej chwili — to niechże, kiedy chwila ta nadeszła, w pełni przez Was przyjęte będą.
— Chętnie przyjmuję. Widzę, żeście człek zdeterminowany i czynny, takich mi właśnie potrzeba. Idźcież i powołujcie pod moją chorągiew rycerzy.