Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ot, głupia dziewka żądała odemnie elixiru na miłość.
— Tylko tyle? I dałeś jej?
— Dlaczegóż nie, gdy zapłaciła.
— I dla kogo brała ten specyfik?
— A tego nie wiem, — odparł alchemik.
— Słuchaj! a czy masz środek przeciw miłości?
— Mam.
— Daj mi go.
— Chętnie.
Wstał, poszedł do szafy, przejrzał kilka flaszek, które tam stały, nareszcie wylał jakiś płyn do małej flaszki.
— Oto jest dekokt, z którego dziesięć kropel, dane osobie szalejącej z miłości potrafi ją z niej wyleczyć.
— Ręczysz za skutek?
— Całym swoim majątkiem.
— Dziękuję.
Rzucił mu pieniądz.
— Czy może mnie twój sługa odprowadzić z latarnią do zamku?
— Do usług.