Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Gdybym tu miała naszą Pietrę, onaby mi dała lekarstwo, — ale ci tutejsi mędrkowie.
— Cicho! oni więcej wiedzą, niż nasza Pietra.
— A skądże ty wiesz, wujku, kiedyś tu nigdy nie był? —
Nasłuchałem się ja dużo o mądrości tutejszych doktorów i czarowników. A ot, to jego dom.
Stanęli nieopodal i zakołatali lekko kołatką we drzwi.
— Czego? — spytał głos, nie otwierając.
— O poradę.
— Nie pora. Przyjdź w dzień.
— W dzień nie możemy.
— Kto wy jesteście?
— Otwórzcie, zobaczycie.
— Wielu was?
— Kobieta i mężczyzna.
Głos się obrócił na przeciwną stronę, coś powiedział do kogoś, czego nie można było dosłyszeć. Ale widać ten ktoś był tym, któremu wydano rozkaz. Jakoż drzwi się otworzyły.Smuga światła oblała twarze Skirmunta i Agaty, poczem wszystko znikło i ciemność większa jeszcze zaległa ulicę.
— Na Perkuna, pomyślał książę, tu się coś ukrywa.Opatrzność zesłała mi tych ludzi.Poco