Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
141

Wszak Tyszyckie znacie pola?
sława bogu!“ ścichło hura.[1]
Dziej się, dziej się boża wola!
I już z fosy wstaje góra,

  1. ww. 30—31. Stronica: 15, 16, 17. „Dnia 1 czerwca szwadrony w tym samym porządku przechodziły przez Bereźno, jak wyszły z Międzyrzyca; a pod wsią Tyszycą, o milę za Bereznem, oficer prowadzący arjergardę raportował mi, że kawalerja rosyjska zbliża się za nami tąż samą drogą, i że on po małym odporze, podług instrukcji, opuścił wozy z furażem, a zasłonił konie podwodowe, rannych, kasę i broń. — Pozycja była leśna. Awangarda nasza wchodziła do wsi Tyszycy, za którą widać pole i na prawo rzekę Słucz, rozkaz mieliście iść kłusem, żeby wcześnie postawić się można było. Wychodząc ze wsi, widziałem zaraz za nią fosę, na prawo w brzeg Słuczy wkopaną, a na lewo wyciągniętą w głąb lasu; mostem przez nią przechodziliśmy, przypatrzyłem się jej, chciałem z niej korzystać. — O sto kroków za tą przeprawą uformowaliście odwrotnie front ku wsi, trzeci szwadron odebrał rozkaz uformować się przy drodze za dwoma pierwszemi, o trzysta kroków z tyłu i na prawo pod lasem, który za niewielkim kwadratem pola znowu się zaczynał, już-to dla asekurowania nas, a równie dlatego był oparty o las, żeby nieprzyjaciel nie mógł sił naszych ocenić. — Za tym szwadronem stała kasa, ranni i broń; my dwoma szwadronami pierwszemi uszliśmy jeszcze ku fosie kroków dwadzieścia, usuwając front w lewo, żeby jego lewe skrzydło oprzeć o rzekę. — Tak przygotowani, widzieliśmy kłusem zbliżających się nieprzyjaciół, wychodzili oni ze wsi, i między wsią a fosą formowali się do frontu. Były to dwa szwadrony strzelców konnych Derbskich, pod komendą Petersa, pułkownika; oficer ten, stojąc na moście w interwalu swojego dywizjonu, kazał rozpocząć ogień karabinkowy, nie mając przeciw sobie ani jednego strzału, gdyż chciałem go ośmielić przez to do przeprawienia się przez fosę. Trwał ogień, pamiętacie, ciągły; broń drżącą ręką niewolnika kierowana o ośmdziesiąt kroków nie niosła nam szkody, lulkiśmy nasze dopalali, a Peters nie śmiał jeszcze przejść fosy, trzeba go było więc sprowadzić na jedną z nami stronę i dlatego kazałem kłusem szwadronowi drugiemu, Michała Grudzińskiego, zajść plutonami w koło, aby rozumiał, że zaczynamy rejteradę; jakoż w tym samym momencie usłyszeliście moskiewskie hurra! a mostem i wąskiemi kilką ścieżkami przeprawiali się Moskale, i stawali do frontu; czekaliśmy aż się przeprawią wszyscy, hurra trwało; szwadron drugi galopem plutonami do frontu powrócił, las powtórzył nasze sława bogu! ucichło hurra, a lance nasze już tłoczyły wrogów w fosę. — „Ratujcie się dzieci — Spasajtieś rebiata!“ — zakomenderował Peters, przebił się na most przez swój front ści-