Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
125

Człek się musi napracować
I niemało ponieść sromu,       10
Bo gdy przyjdzie rozkazować,
To i słuchać niema komu!
Nieraz krzyczę: „Stać! komenda!“
Gdzie tam, panie, im to w głowie;
Szwadron po wsi gdzieś się szwenda[1],       15
Lub jak skuty[2] chrapie w rowie.
W całym pułku dawnej daty
Człek sam jeden — aż niemiło,
Gdzieś wymarły stare chwaty[3].
Nie tak, nie tak, panie, było!...       20
Mój pułkownik, żołnierz stary,
Nie dzisiejsza nasza drużba,
Tęgi człowiek — zna, co służba,
Cóż, gdy niema starej wiary[4]!
Z rekrutami trudna sprawa,       25
Bo jak cały pułk — sąsiady[5],
Więc gawęda, rada, wrzawa,
A dwóch tylko[6] nie da rady.

Nieraz wołam: „Ruszać raźno!“
I wyprawiam, gdzie wypada,       30
A on maże się nieglaźno[7]
I przyzywa wnet sąsiada:
„Słuchaj, bracie — hej panowie!
Czyśmy nato tu zjechali?
Niechaj każdy z panów powie —       35
Byśmy gdzieś na deszczu stali?“
I zastawia się sąsiadem,
Bo ma w pułku szkapę własną —

  1. w. 15 szwenda = włóczy się.
  2. w. 16 skuty = pijany.
  3. w. 19 chwat = zuch.
  4. w. 24 starej wiary = żołnierzy starych, ob. w. 19.
  5. w. 26 cały pułk złożony jest z sąsiadów wiejskich.
  6. w. 28 dwóch tylko, t. j. pułkownik i wachmistrz.
  7. w. 31 nieglaźno — leniwo, niezdarnie.