Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
CXLII.

Miłość ma grzechem, twym dobrym przymiotem
Nienawiść grzechu, co z miłości płynie;
Zważ jedno z drugiem, a dowiesz się o tem,
Że niema winy w miłosnym mym czynie.
A jest, nie ty mnie łaj swojemi usty:
Hańbą splamiłaś nieraz blask ich hoży,
Pieczętowałaś niemi ślub rozpusty,
Jak ja, i czynsz zbierałaś z innych łoży.
Mam prawo kochać ciebie, jak ty ludzi,
Ku którym zwracasz oczy, jak ja k’tobie.
Niech ku mnie litość w twem sercu się zbudzi,
Byś jej doznała i ty w swojej dobie.
Odmówisz tego, czego chcesz dla siebie,
Wnet ci to własny twój przykład pogrzebie.




CXLIII.

Jako ta skrzętna gospodyni, która,
Widząc, jak jedno z drobiu precz ucieka,
Rzuca się w pogoń, ażeby za pióra
Pochwycić zbiega i znowu zdaleka
Przynieść do kojca, a pozostawione
Przez nią dzieciątko, drąc się rozpaczliwie,
Chce dognać matkę, mknącą w kwoki stronę
Bez troski o nie, tak i ty, o dziwie!
Za czemś się zrywasz, co przed tobą wieje,
Gdy ja, twe dziecię, ścigam cię daremnie.
Lecz wróć, gdy swoją dopędzisz nadzieję,
Pieść mnie, jak matka, całuj, ciesz się ze mnie —
Wróć, usłysz płacz mój, o będzie to chwila,
Że będziesz miała wolę swą i Willa.[1]




  1. Sonet CXXV i następny oraz trzynasty wiersz sonetu CXLIII polega na grze wyrazów: will (wola) i Will (zdrobniałość imienia William). Gry tej w języku polskim oddać nie podobna.