Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XCVI.

Dla jednych grzech twój zbytkiem młodej siły,
Dla innych miłość twa to wdzięk twój jary,
Zasię dla wszystkich wdzięk i grzech jest miły,
Ty w wdźwięk przemieniasz wszystkie swe przywary.
Najlichszy kamień na palcu królowej
Pomiędzy pierwsze liczymy klejnoty:
Tak samo grzech twój uchodzić gotowy
Nie za występek lecz za wyraz cnoty.
O, wiek krwiożerczy zwiódł niejedno jagnię,
Choć wzrok jagnięcy łatwo przybrać umie!
Któż się przed twemi powaby nie nagnie,
Gdy przed nim staniesz w całej swojej dumie?
Lecz ty tak nie czyń!... Przy tem zawsze stoję:
Twe dobre imię to mienie i moje.




XCVII.

Od ciebie zdala żyłem w ciągłej zimie,
O ty słoneczne zmiennych pór wesele!
Śniegi i lody i mroki olbrzymie
Nagi mi grudzień naokoło ściele!
A przecież letnie były dni te, nowa
Jesień, ciężarna powiewami wiosny,
Niby po mężu już umarłym wdowa:
Zaczęła rodzić, ale bezradosny
Zdał mi się płód jej; wszystkie jej owoce
Są jak bez ojca; letnich dni ponęta
Jest li przez ciebie; wszak nawet sieroce,
Gdyś nieobecny, milkną mi ptaszęta,
A jeśli nucą, pieśni ich ponure,
Że liść aż więdnie: zimy widzą chmurę.