Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/56

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XC.

Przeto więc gardź mną, gardź, jeżeli kiedy,
To dziś, gdy świat chce rozstrząsać me sprawy.
Łącz się z mą dolą, bądź sprawcą mej biedy,
Aby mnie później los nie gnębił krwawy,
Ach! gdy me serce wyrwie się już z mocy
Trosk swych, ty nie dąż w ślad zwalczonej męki,
Jak dzień deszczowy po burzliwej nocy,
Nie cofaj raz już wyciągniętej ręki.
Chcesz mnie porzucić, rzucaj mnie tej chwili,
Gdy rzecz swą drobne już spełniły bole!
Spraw to natychmiast! Niech się los wysili
Choćby najgorszy, dziś ja znieść to wolę.
Ból, nie wiem, jaki, już mnie nie pogrzebie,
Oprócz jednego: że mam stracić ciebie.




XCI.

Ten dumny z rodu, ten z kiesy bogatej,
Ten z swych zdolności, ten znów z krzepkiej dłoni,
Ten z nowomodnej, choć niezgrabnej szaty,
Ten ze sokoła i charta, ten z koni,
Każdy swe własne ma umiłowania,
W których znajduje rozkosz nad rozkosze!
Mnie te szczegóły kochać jedno wzbrania:
W wszystko, co dobre, rzecz najlepszą wnoszę:
Twa miłość lepsza od rodu, bogatsza
Od wszystkich skarbów, od sukien pyszniejsza,
Milsza, niż sokół i koń! W niej najrzadsza
Duma jest dla mnie, której nic nie zmniejsza.
Jeno, że możesz wziąć mi to coprędzej,
To mnie pogrąża dziś w najgorszej nędzy.