Strona:Wiland - Libussa.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
— 17 —

czay przez potaiemne drzwiczki, do swego drzewa i zostawiła swoię familią w okropnych przeczuciach.
Przy wschodzie słońca, w całém przyrodzeniu panowała spokoyność; ale gęste obłoki, zakryły ożywiaiące swiatło. Nastąpił upał, a cała atmosfera iakby w ogniu płonęła. Odległe grzmoty nad lasem, a echo w pobliskich dolinach; huk ich powtarzało. W samo południe swietna błyskawica dąb oświeciła, i w moment piorun rozproszył po lesie gałęzie iego. Krakus, dowiedziawszy się o tém nieszczęściu, rozdziera suknią na sobie, wychodzi z córkami i zbiera gorzko płacząc ostatki drzewa i chowa ie iak swiętość. Od tego czasu Sylfii iuż nie było.
Przez kilka dni córki wyrosły. Powaby ich, rozkwitnęły się iak róża; i sława o ich piękności, rozszerzyła się po całéy okolicy. Młodzieńcy chcąc uyrzeć te bóstwa, zjeżdżali się do Krakusa pod pozorem słuchania rad iego. Siostry w wielkiéy zgodzie między sobą żyły. Dar przepowiadania, był im wspólny w równéy ilości; a słowa ich, były wyrocznią. Ale wkrótce głos pochlebstwa, wzbudził w nich własną miłość. Młodzi łapali za każde ich słówko. Skoro tylko miłość własna wkradła się w ich