Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nić front bitwy; ale zresztą nic jeszcze nie stracił, a miał już pięćset franków w kieszeni. Prócz tego miał coś stanowczego do powiedzenia, a nawet czuł się dość silnym przeciw baronowi Pontmercy, który tak dobrze zawiadomiony i uzbrojony. Dla ludzi takich jak Thenardier każda rozmowa była pojedynkiem. Jakie było jego położenie w rozmowie, którą miał zawiązać? Nie wiedział z kim rozmawia, ale wiedział o czem ma mówić. Szybko odbył ten wewnętrzny przegląd swych sił i powiedziawszy: Jestem Thenardier, czekał.
Marjusz zamyślił się głęboko. Nakoniec miał w ręku Thenardiera. Znalazł człowieka, którego tak usilnie poszukiwał. Mógł więc teraz spełnić polecenie pułkownika Pontmercy. Upokorzało go, że ten bohater zawdzięczał coś zbójcy, i że Marjusz dotychczas nie wypłacił długu, który mu ojciec z grobu przekazał. W dziwnem położeniu, w jakiem się umysł jego względem Thenardiera znajdował, zdawało mu się, iż należy pomścić pułkownika, że nieszczęściem winien był ocalenie takiemu łotrowi. Jakkolwiek bądź, był zadowolony. Mógł nakoniec oswobodzić cień pułkownika od tego niegodnego wierzyciela, i zdawało mu się, że wydobędzie z więzienia za długi pamięć swego ojca.
Obok tego obowiązku miał drugi, wyświecić, jeśli można, źródło majątku Cozetty. Dobra sposobność zdawała się nastręczać. Może Thenardier wiedział cokolwiek. Mogło być użytecznem poznanie wszystkich tajemnic tego człowieka.
Thenardier schował do kieszeni „ładny świstek“ i łagodnie, prawie czule patrzył na Marjusza.
Marjusz przerwał milczenie.
— Posłuchaj Thenardierze, powiedziałem ci twoje nazwisko. A teraz czy chcesz, bym ci odkrył ową tajemnicę, którą mi chciałeś powiedzieć? I ja także zasięgałem wiadomości. Zobaczysz, że mam lepsze od