Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Posłuszeństwo materji ograniczone jest tarciem; a nie masz granicy dla posłuszeństwa duszy? Jeśli ruch wieczny jest niemożliwy, czemuż żądać wiecznego poświęcenia?
Pierwszy krok jest niczem; ostatni najtrudniejszy. Czem była sprawa Champmathieu w porównaniu z małżeństwem Cozetty i jego następstwami dla Jana Valjean? Czem jest to: wrócisz na galery, w porównaniu z tem: zstąpisz do nicości?
Jak posępny jest pierwszy krok zstąpienia na dół! jak czarnym jest drugi!
I jak tu nie odwrócić głowy?
Nakoniec Jan Valjean odwrócił się znękany.
Ważył, myślał, patrzył kolejno na tajemnicze szale światła i cienia.
Narzucić swe galery dwojgu dzieciom, jaśniejących szczęściem i młodością, lub sam się strawić. Z jednej strony poświęcenie Cozetty, z drugiej swoje własne.
Na co się odważył?
Jakie powziął postanowienie? Jak w duchu odpowiedział na nieprzekupione śledztwo fatalności? Jakie drzwi zdecydował się otworzyć? Z której strony postanowił zamknąć i zabić swe życie? Z tych stromych, otaczających go przepaści, jakiż uczynił wybór? W którą ostateczność się rzucił? W którą z tych przepaści skoczył?
Straszne marzenie trwało noc całą.
Tak pozostał do rana w tej samej postawie, na poły złamany na łóżku, leżąc pod niezmiernym ciężarem losu, niestety! może zdruzgotany tem brzemieniem, z zaciśniętemi pięściami i wyciągniętemi rękoma, jak człowiek z krzyża zdjęty, którego rzucą twarzą na ziemię. Tak klęczał dwanaście godzin, dwanaście, godzin zimny, zlodowaciały, nie podniósłszy głowy, nie rzekłszy słowa. Był nieruchomy jak trup, kiedy myśl jego tarzała się po ziemi, lub ulatywała w górę, raz jak hydra, to znowu jak orzeł. Patrząc na niego, tak