Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wracając, obrał ulicę Św. Ludwika, Św. Katarzyny i Białych Płaszczów; droga nieco dłuższa, ale tędy od trzech miesięcy unikając błota Starej Temple, miał zwyczaj chodzić z Cozettą z ulicy Człowieka Zbrojnego na ulicę Panien Kalwarji.
Nie mógł iść inną drogą tylko tą, którą chodziła Cozetta.
Jan Valjean powrócił do siebie. Zapalił świecę i wszedł na górę. Mieszkanie było próżne. Nawet Toussaint już nie było. Kroki Jana Valjean rozlegały się po pokojach głośniej niż zwykle. Wszystkie szafy były otwarte. Wszedł do pokoju Cozetty. Łóżko było rozebrane. Materjalne poduszki bez powłoczek i koronek leżały na złożonej kołdrze przy materacu, na którym nikt już spać nie miał. Wszystkie drobiazgi, w których miała upodobanie Cozetta, zostały wyniesione; pozostały tylko cztery ściany i ciężkie sprzęty. Łóżko Toussaint również było rozebrane. Jedno tylko było posłane i zdawało się kogoś oczekiwać, było to łóżko Jana Valjean.
Jan Valjean spojrzał na ściany, zamknął kilka drzwi od szaf i przechodził się z jednego do drugiego pokoju.
Później wrócił do swej izby i postawił lichtarz na stole.
Wyjął rękę z temblaka, odwinął i posługiwał się prawą ręką; jakby go wcale nie bolała.
Zbliżył się do łóżka i oczy jego, przypadkiem czy umyślnie, spoczęły na nieodłącznym, który budził zazdrość w Cozecie, na małym kuferku, który go nigdy nie opuszczał. Dnia 5 czerwca, przybywszy na ulicę Człowieka Zbrojnego, położył go na stoliku w głowach swego łóżka. Z pewną żywością zbliżył się teraz do stolika, wyjął klucz z kieszeni i otworzył kuferek.
Powolnie dobywał z niego ubranie, w którem przed dziesięciu laty Cozetta opuściła Montfermeil; naprzód małą suknię czarną, potem czarną chusteczkę, potem grube trzewiki dziecinne, które Cozetta mogłaby