Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ostatni wtorek! — zawołał dziadek — tem lepiej. Jest przysłowie:

Kto się w tłusty wtorek żeni,
Za dzieci się nie rumieni.

No, bez ceregielów. Niech będzie ostatni wtorek! A może ty Marjuszu chciałbyś odłożyć?
— O bynajmniej! — odpowiedział zakochany.
— A więc żeńmy się — rzekł dziadek.
I wesele odbyło się d. 16, pomimo wesołości publicznej. W tym dniu padał deszcz, ale zawsze znajdzie się na niebie kącik błękitny na usługi szczęścia, i widzą go kochankowie nawet wtenczas, gdy reszta stworzeń kryje się pod parasolem.
W przeddzień, Jan Valjean oddał Marjuszowi w przytomności p. Grillenormand, pięćset ośmdziesiąt cztery tysiące franków.
Małżonkowie przyjęli wspólność majątkową, więc akta były proste.
Toussaint była już niepotrzebną Janowi Valjean; odziedziczyła ją Cozetta i awansowała na stpopień pokojówki.
Co do Jana Valjean wyznaczono dla niego w domu p. Gillenormand piękny pokój umeblowany umyślnie, i Cozetta powiedziała tonem, któremu niepodobna było odmówić: — Ojcze, proszę cię, mieszkaj z nami. Jan Valjean prawie obiecał.
Na kilka dni przed ślubem zdarzył się wypadek Janowi Valjean, stłukł sobie palec prawej ręki. Nie było nic niebezpiecznego; nie pozwolił by się kto tem zajmował, opatrzył lub przynajmniej zobaczył jego ranę; ani nawet Cozetta. Jednakże zmusiło go to obwiązać rękę i nosić ją na pasku; nie mógł więc nic podpisać. Zastąpił go więc p. Gillenormand, jako przydany opiekun Cozetty.
Nie zaprowadzimy czytelnika ani do kancelarji mera, ani do kościoła. Nie chodzi się tak daleko za