Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

działa od woźnicy. Nie miano tam żadnej wskazówki, żeby aresztowano kogo w nocy 6-go czerwca przy kracie Wielkiego kanału; nie otrzymano żadnego raportu o fakcie, który uważano w prefekturze za bajkę, wynalazku dorożkarza. Dorożkarz, byle dostał na piwo, zdolny jest do wszystkiego, nawet do kłamstwa. A jednak fakt był pewny i Marjusz nie mógł o nim wątpić, chyba żeby wątpił o własnej tożsamości.
Wszystko w tej dziwnej zagadce było niewytłómaczone.
Co się stało z owym człowiekiem tajemniczym, którego widział dorożkarz jak wyszedł z kraty kanału ściekowego, niosąc na plecach omdlałego Marjusza, i którego aresztował ajent policji na gorącym uczynku ocalenia powstańca? co się stało z samym ajentem? Dlaczego ten ajent milczy? czy człowiek ten zdołał umknąć? Dlaczego nie zgłosił się do Marjusza, który mu był winien wszystko. Bezinteresowność niemniej wielka jak poświęcenie. Dlaczego człowiek ten nie pokazuje się? Czy umarł? co był za jeden? jak wyglądał? Nikt nie wiedział. Dorożkarz odpowiadał: Noc była bardzo ciemna. Baskijczyk i Nicoletta, przerażeni i odurzeni, widzieli tylko zakrwawionego młodego pana. Odźwierny, którego łojówka oświecała traiczne przybycie Marjusza, jeden tylko zauważył owego człowieka i dał takie objaśnienie: „człowiek ten był straszny“.
Marjusz schował starannie zakrwawione ubranie, w którem go przyniesiono do dziadka, spodziewając się, że mu się przyda na co w poszukiwaniach. Rozpatrując surdut, zobaczył połę dziwacznie rozdartą. Brakowało sporego kawałka sukna.
Wieczorem opowiadał przy Cozecie i Janie Valjean o dziwnej swojej przygodzie, o licznych poszukiwaniach i nieużyteczności swoich usiłowań. Zniecierpliwiło go zimne oblicze „pana Fauchelevent“. Zawołał z żywością, w której prawie gniew się przebijał: