Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

skopijnemi rzeźbami, wstążki i różne rupiecie — wszystko to dawał Cozecie. Cozetta zdumiona, rozkochana w Marjuszu i przejęta wdzięcznością dla pana Gillenormand, marzyła o szczęściu bez granic, obleczonem w atłasy i aksamity. Zdawało jej się, że serafiny podają jej wiano. Dusza jej ulatywała w błękity na skrzydłach z koronek brabanckich.
Upojeniu kochanków dorównywało zachwycenie dziadka. Na ulicy Panien Kalwarji grzmiała nieustannie huczna kapela radości.
Co rano dziadek ofiarował jaki nowy gałganek Cozecie. Dokoła niej świetnie roztaczały się przeróżne falbany.
Jednego dnia dołączył do wiana Cozetty pyszną suknię z mory ciemnego koloru.
Dziadek umiał z tych szmat wydobywać mądrość.
— Miłość rzecz dobra, ale trzeba coś dodać. Do szczęścia potrzebne są rzeczy nieużyteczne. Szczęście, rzecz nieodzowna, dodajcie mi do tego obficie zbytku. Pałac i jej serce. Jej serce i Luwr. Jej serce i stawy wersalskie. Dajcie mi pasterkę, ale niech będzie w dodatku księżniczką. Przyprowadźcie mi Filis, uwieńczoną bławatkami, ale dodajcie jej sto tysięcy rocznego dochodu. Otwórzcie mi sielankę z widokiem na marmurowe kolumny; zgadzam się na sielankę, ale chcę także czarów z marmuru i złota. Suche szczęście podobne jest do suchego chleba. Gryziesz je, ale się nim nie sycisz. Chcę rzeczy zbytkownych, nieużytecznych, dziwacznych, tego co jest niepotrzebne i na nic nieprzydatne. Przypominam sobie, żem widział w katedrze Straszburskiej zegar wysoki, jak dom trzy piętrowy, który wskazywał godziny, który raczył wskazywać godziny, ale nie zdawał się do tego przeznaczonym; bił dwunastą w południe lub w północ, bił południe, godzinę słońca, i północ, godzinę miłości, bił jaką chcecie godzinę, pokazywał księżyc i gwiazdy,