Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cozetta dowiedziała się, że nie jest córką starego człowieka, którego dotychczas nazywała ojcem. Był to jej krewny; inny Fauchelevent był prawdziwym jej ojcem. W każdym innym czasie, dotknęłoby ją to boleśnie. Ale w tych godzinach niewysłowionego szczęścia, wiadomość była małą chmurką, odrobiną cienia, który radość jej wkrótce rozproszyła. Miała Marjusza. Ukazał się młodzieniec, stary poczciwiec zniknął: takie jest życie ludzkie.
A przytem od wielu lat Cozetta przywykła była widzieć dokoła siebie zagadki; każda istota, której wiek dziecięcy otaczała tajemnica, zawsze jest gotową do pewnych zrzeczeń.
Jednakże nie przestała nazywać Jana Valjean ojcem.
Cozetta, nie posiadająca się z radości, zachwycona była ojcem Gillenormand. To prawda, że ją obsypywał grzecznościami i podarunkami. Kiedy Jan Valjean starał się zapewnić jej przyzwoite i niezależne stanowisko w społeczeństwie, pan Gillenormand myślał o przedślubnem wianie. Najwięcej go bawiło okazywać się szczodrym. Dał Cozecie suknie z koronek belgijskich, którą miał w spadku po własnej babce. — Takie mody wracają — mawiał — stare rupiecie robią furorę, a młode kobiety za mojej starości ubierają się jak niegdyś stare w moim dziecinnym wieku.
Ogałacał stare szanowne komody, pokryte lakiem koromandelskim, z sutemi antabami, od lat dziesięciu nie otwierane. — Wyspowiadajmy te stare dziedziczki — mówił — zobaczmy, co mają w brzuchu. Otwierał z łoskotem głębokie szuflady, pełne strojów wszystkich swych żon, kochanek i babek. Pekiny, adamaszki, materje w szerokie pasy, mory malowane, chustki indyjskie haftowane złotem, mogące być pranemi, suknie grodeturowe, delfiny z jednej sztuki dobre na obydwie strony, koronki genueńskie i alansońskie, stare ozdoby złote, pudełka z kości słoniowej z mikro-