Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale do djabła, ładny mąż, zuch chłopiec, a po roku tłusty dziedziak jasnowłosy, który ci ostro ssie piersi, ma fałdy tłuszczu na udach i chwyta cię za łono różanemi rączęty, śmiejąc się jak jutrzenka, to ci więcej warto, jak nieść gromnicę na nieszporach i śpiewać Turris eburnea.
Dziadek wykręcił pirueta na dziewięćdziesięcioletnich piętach i zadeklamował te wiersze:

Tak więc, marzeniom swoim broniąc już płomienieć,
Alcyppie, w krótkim czasie myślisz się ożenić.

— Ale!
— Co, ojcze?
— Czy miałeś serdecznego przyjaciela?
— Miałem, Courfeyraca.
— Co się z nim stało?
— Poległ.
— To dobrze.
Usiadł przy Marjuszu, posadził Cozettę i wziął ich cztery ręce w swe stare pomarszczone dłonie:
— Zachwycająca jest i wytworna, ta mała. Cozetta jest arcydziełem. Mała panienka, a wielka dama. Szkoda, że będzie tylko baronową, urodziła się na margrabinę. Co za rzęsy! Moje dziatki, wbijcie to sobie w głowę, że nic lepszego nad miłość. Kochajcie się. Bądźcie głupiemi. Miłość to głupstwo ludzi, a rozum Boga. Ubóstwiajcie się. Tylko, dodał nagle zachmurzony, co za nieszczęście! Przyszło mi na myśl, że połowa tego, co posiadam, jest dożywocie, dopóki żyć będę jakoś to pójdzie, ale po mojej śmierci, po jakich dwudziestu latach, biedne dzieci, nie zostanie się wam ani szeląga? Twoje piękne ręce, pani baronowo, będą musiały klepać biedę.
Tu odezwał się głos poważny i spokojny:
— Panna Eufrazja Fauchelevent ma sześćset tysięcy franków posagu.
Był to głos Jana Valjean.