Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wyprostował się, wyciągnął nogę i z pewną wściekłością, uczepił się tego punktu oparcia. Zdawało mu się, że wstąpił na pierwszy stopień schodów, prowadzących do życia.
Ten punkt oparcia, napotkany w błocie w chwili ostatecznej był początkiem drugiego końca ocembrowania. które ugięło się nie zerwawszy, niby deska z jednej sztuki. Dobrze zbudowane bruki tworzą sklepienie i mają tę trwałość. Kawał cembrowiny, zatopiony w części, ale trwały był istotną poręczą; raz jej uchwyciwszy się, ocalałeś. Jan Valjean wdarł się na to wzgórze i wydostał z oparzeliska.
Wychodząc z wody, potknął się o kamień i padł na kolana. Pomyślał, że wypadek był zrządzeniem Opatrzności i klęczał czas pewien, zasyłając w duchu nie wiemy już jakie słowa do Boga.
Powstał drżący, zlodowaciały, zgarbiony pod brzemieniem umierającego młodzieńca, okryty cuchnącem błotem, z duszą pełną przedziwnej jasności.