Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/62

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z głębi swej brzydoty, starości, nędzy, niesławy i znękania.
Mówił do siebie: — Jakże jest piękna! Co się stanie ze mną biednym?
To zresztą stanowiło różnicę między jego miłością i miłością matki. Co on spostrzegał z niepokojem, na to matka patrzyłaby z radością.
Niebawem ukazały się pierwsze symptomata.
Zaraz nazajutrz, gdy powiedziała sobie: — Doprawdy, jestem piękna! Cozetta zwróciła większą uwagę na swoje ubranie. Przypomniała sobie słówko przechodnia: — Ładna, ale się brzydko ubiera; była to wyrocznia, która złożyła w jej sercu nasiona tego, co później zapełnia całe życie kobiety — zalotności. Miłość jest drugą wyrocznią.
Z wiarą w piękność swoją, rozwinęła się w niej cała dusza kobieca. Poczuła wstręt do merynosów i wstydziła się pluszów. Ojciec niczego jej nie odmawiał. Wkrótce zgłębiła rzadką umiejętność dobierania sobie kapeluszy, sukien, okryć trzewików, rękawków, kolorów do twarzy, materij gustownych: umiejętność, która z Paryżanki czyni istotę tak miłą, rozumną i niebezpieczną. Słówko: kobieta zawracająca głowę wynaleziono dla Paryżanek.
W przeciągu niespełna miesiąca, Cozetta stała się w swej samotni przy ulicy Babilońskiej nie tylko jedną z najładniejszych kobiet, co już coś znaczy, ale nadto jedną z najgustowniej ubierających się w Paryżu, co znaczy daleko więcej. Radaby spotkać owego przechodnia, by usłyszeć co powie, i dać mu nauczkę! To pewna, że była zachwycającą pod każdym względem, i że umiała doskonale odróżniać kapelusz Gerarda od kapelusza Herbaut.
Jan Valjean z trwogą patrzył na te rewolucje. On, któremu się zdawało, że może ledwie czołgać się, a co najwięcej chodzić, widział, że Cozecie wyrastają skrzydła.