Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

stro i przez dwa tygodnie czesała się obrócona tyłem do zwierciadła.
Wieczorami po obiedzie zwykle szyła lub haftowała w salonie, a Jan Valjean, siedząc obok, czytał. Jednego razu podniosła oczy od roboty i zdumiała się, że ojciec niespokojnie na nią patrzył.
Inną razą, przechodząc ulicą, zdawało się jej, że ktoś powiedział za nią: ładna kobieta, ale brzydko się ubiera. Ba! — pomyślała — to nie ja. Ja jestem dobrze ubrana, lecz brzydka. Miała wówczas pluszowy kapelusz i merunosową suknię.
Innego znów dnia była w ogrodzie i usłyszała mómówiącą biedną starą Toussaint: — Czy pan uważa, jak panienka wyładniała? Cozetta nie słyszała, co ojciec odpowiedział, ale słowa starej Toussaint ją wzruszyły. Wymknęła się z ogrodu, pobiegła na górę do pokoju, spojrzała w lustro — od trzech miesięcy się nie przeglądała — i mimowolnie krzyknęła. Olśnił ją własny widok.
Była piękną i ładną; nie mogła nie uznać, że stara Toussaint i zwierciadło miały słuszność. Wypełniała kibić, płeć wybielała, połyskiwały włosy, nie znany blask palił się w błękitnych źrenicach. W jednej minucie, jakby nagle rozwidniało w jej duszy, nabrała przeświadczenia o swej piękności; zresztą inni zauważyli to także, Toussaint powiedziała, widocznie o niej mówił ów przechodzień, niepodobna było powątpiewać; wróciwszy do ogrodu, zdawało się jej, że jest królową, przysłuchiwała się śpiewom ptasząt — choć to było zimą — patrzyła na ozłocone słońce, na kwiaty, których nie było na krzakach — odurzona, oszalała, zachwycona niewymownie.
Ze swej strony Jan Valjean doświadczał jakiegoś nieopisanego, a bolesnego ściśnienia serca. Bo w istocie od pewnego czasu z przerażeniem patrzył na tę piękność z dniem każdym bardziej promieniejącą na miłej twarzy Cozetty. Zorza nie dla wszystkich wzeszła ponura, tylko dla niego.