Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





III.
Follis ac frondibus.

Ogród ten zostawiony sobie przeszło od pół wieku stał się nadzwyczajnym i dziwnie powabnym. Przed laty czterdziestu przechodnie zatrzymywali się na tej ulicy, patrząc na ogród i ani się domyślając tajemnic, jakie ich oczom ukrywały świeże i zielone gęstwiny. Nie jeden ówczesny marzyciel oczyma i myślą chciał przeniknąć za te kraty zamknięte i zaryglowane zawsze, przyparte do dwóch słupów zieleniejących, mchem obrosłych i dziwacznie ozdobionych frontonem z nieodgadnionemi arabeskami.
W kącie widziałeś ławkę kamienną, kilka posągów opleśniałych, kilka sztachet altanki, gnijących przy murze, zresztą ani alei, ani trawników — wszędy gęste zarośla. Usunęła się sztuka ogrodnicza, wróciła przyroda. Dzikiego zielska, kwiatów polnych moc niezmierna. Szczególniej lewkonie rozpierały się wspaniale. Nic w tym ogrodzie nie stało na zawadzie świętej potrzebie życia; rozrastająca się roślinność była jak u siebie w domu. Drzewa pochyliły się ku cierniom, ciernie podniosły się ku drzewom, roślina sunęła się w górę, gałęź się ugięła, co czołga się po ziemi, złączyło się z tem, co rozwija się w obłokach, co kołysze się na wietrze, skłoniło głowę ku temu, co pełza