Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/379

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





II.
Ulicznik nieprzyjaciel światła.

Ile czasu tak przesiedział? jakie myśli przychodziły mu do głowy w tem rozmyślaniu tragicznem? czy podniósł się i umocnił? czy zanurzył się w głębiach przepaści? czy ugiął się i złamał? czy mógł podnieść się jeszcze w sumieniu i wesprzeć się nogą na czemś stałem? Prawdopodobnie samby nie umiał odpowiedzieć.
Ulica była pusta, kilku niespokojnych mieszczan, pośpiesznie wracając do domu, ledwie go spostrzegli. W czasach niebezpieczeństwa każdy myśli o sobie. Latarnik o zwykłej godzinie przyszedł zapalić latarnię, stojącą wprost drzwi numeru 7-go i oddalił się śpiesznie. Jan Valjean, gdyby mu się przyjrzano w tej chwili, nie wyglądał na żyjącego człowieka. Siedział nieruchomy na barjerze jak widmo zlodowaciałe. Rozpacz ma swoje zamrożenia. Tam daleko rozlegał się głos dzwonu i jakaś głucha burzliwa wrzawa. Wśród tych konwulsji dzwonów, pomieszanych z rozruchem ulicznym, zegar na kościele Św. Pawła wybił jedenastą poważnie i nie śpiesząc się, bo dzwonienie to człowiek, a bicie godziny to Bóg. Późna godzina nie rozbudziła Jana Valjean, siedział nieporuszony. Tymczasem właśnie w tejże chwili rozległy się strzały od strony Targów, potem drugi huk jeszcze gwałtowniej-