Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/371

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Równie prędko się uspokajamy, jak trwożymy; taka jest natura ludzka. Zaledwie Jan Valjean stanął na ulicy Człowieka Zbrojnego, obawa jego zmniejszyła się i zwolna znikła. Są miejsca uspokajające, które prawie mechanicznie działają na umysł. Ulica nieuczęszczana, mieszkańcy spokojni. Jan Valjean uczuł wpływ tej spokojnej uliczki starego Paryża, tak wąskiej, że tarcica, leżąca w poprzek na dwóch słupach, nie przepuszczała powozów; cichej i głuchej wśród wrzawy miasta, ciemnej w południe, i że tak powiem, nie zdolnej do wzruszeń między dwoma rzędami wysokich domów, milczących jak starcy. Na ulicy tej było zastarzałe zapomnienie. Jan Valjean odetchnął. Bo i któżby go tam znalazł?
Przyjechawszy, zaraz położył przy swem łóżku nieodłączny kuferek.
Spał dobrze. Noc przynosi radę, dodać można: noc uspokaja. Nazajutrz rano obudził się prawie wesół. Wydała mu się piękną szkaradna izba jadalna, w której stał stary stół okrągły, niski kredens ze zwierciadłem na wierzchu, stoczone przez robaki krzesło i kilka stołków, zarzuconych zawiniątkami Toussaint. Z jednego z tych zawiniątek wyglądał przez szparę mundur gwardji narodowej Jana Valjean.
Cozetta kazała Toussaint przynieść sobie rosołu i nie wyszła aż wieczorem.
Około piątej Toussaint, krzątająca się nieustannie i wielce zajęta tem małem przeprowadzaniem, postawiła na stole w sali jadalnej półmisek z zimnym drobiem, na który Cozetta zgodziła się patrzeć z uprzejmości dla ojca.
Później pod pozorem uporczywego bólu głowy, powiedziała dobranoc Janowi Valjean i zamknęła się w swoim pokoju sypialnym. Jan Valjean zjadł z apetytem skrzydełko kury, i sparłszy się na stole, nieco rozpogodzony, czuł się prawie bezpiecznym.
Podczas obiadu słyszał niewyraźnie dwa lub trzy razy bełkotanie Toussaint, która mówiła: