Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





I.
Z ulicy Plumet do dzielnicy Św. Dyonizego.

Ów głos, który o zmroku powoływał Marjusza na barykadę ulicy Konopnej, wydał mu się głosem przeznaczenia. Chciał umrzeć, sposobność się nadarzała; stukał do wrót mogiły, jakaś ręka w cieniu podała mu klucz do niej. Złowrogie te usługi, czynione rozpaczy w ciemnościach, mają moc przyciągającą. Marjusz usunął kratę, która go tylokrotnie przepuściła do ogrodu i rzekł: idźmy!
Oszalały z boleści, nie widząc przed sobą żadnej nadziei, niezdolny nic już przyjąć od losu, po dwóch miesiącach, spędzonych w upojeniu młodości i miłości, przygnębiony na raz wszystkiemi marzeniami rozpaczy, miał teraz tylko jedne życzenie: skończyć jak najprędzej.
Przyśpieszył kroku. Zdarzyło się, że był uzbrojony, miał przy sobie pistolety Javerta.
Młodzieniec, którego zdawało mu się, że widzi, znikł w ciemnościach ulic.
Wyszedłszy z ulicy Plumet bulwarem, minął plac i most Inwalidów, Pola Elyzejskie, plac Ludwika XV i wszedł na ulicę Rivoli. Sklepy były jeszcze otwarte, gaz palił się pod arkadami, kobiety kupowały