Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.





III.
Noc zapada na Grantaira.

Miejsce w istocie było przedziwnie wybrane; wejście szerokie, głąb ulicy zwężony i prawie zamknięty przy narożnej szynkowni; ulicę Mondetour łatwo było zagrodzić na prawo i na lewo, jedyny możliwy atak był od ulicy Św. Dyonizego, to jest z przodu, z odsłonionego miejsca. Bossuet podchmielony miał bystry rzut oka trzeźwego Hannibala.
Gdy zbrojny tłum wpadł na ulicę, strach ogarnął mieszkańców, przechodnie uciekali. W okamgnieniu, w głębi na prawo i na lewo, pozamykały się sklepy, bramy, okna i okienka różnych rozmiarów od bruku do dachów. Jakaś stara kobieta zawiesiła na sznurze przed swem oknem materac, aby kul nie przepuszczał. Tylko dom szynkowni stał otworem, dla prostej przyczyny, że tłum tam się wtłoczył. — A mój Boże! mój Boże! jęczała matka Hucheloup.
Bossuet zszedł na spotkanie Courfeyraca.
Joly, siedząc w oknie, wałał:
— Courfeyrac, czemuś nie wziął parasola. Zakatarzysz się.
Tymczasem w przeciągu kilku minut wyrwano dwadzieścia prętów żelaznych z okratowanych okien szynkowni i rozebrano dziesięć sążni bruku. Gavroche i Bahorel zatrzymali i wywrócili wóz fabrykanta wa-