Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nister. Około dziesiątej wieczór, czekając zawsze na jakie słówko, usłyszał to zapytanie żony ministra, pięknej damy wygorsowanej, do której nie śmiał się zbliżyć: Kto jest ten stary jegomość? Powrócił do domu pieszo, o północy, w ulewę. Udając się do ministra, sprzedał Elzevira na dorożkę.
Co wieczór, idąc na spoczynek miał zwyczaj przeczytać kilka kart swego Dyogenesa. Znał tyle greczyznę, że mógł się rozsmakowywać wszystkiemi jej pięknościami. Nie miał teraz innej uciechy. Tak upłynęło kilka tygodni. Wtem zachorowała matka Plutarch. Jest coś smutniejszego niż nie mieć za co kupić chleba u piekarza; jest to nie mieć za co kupić lekarstwa w aptece. Jednego wieczora lekarz przepisał bardzo drogi dekokt. Przytem choroba się pogorszała, wypadało nająć kobietę do pilnowania; p. Mabeuf otworzył bibljotekę, nic już nie było. Ostatnia książka poszła do antykwarjusza. Pozostał tylko Dyogenes.
Wziął pod pachę unikat i wyszedł; było to 4 czerwca r. 1883 poszedł do bramy Św. Jakóba do następcy Royola i powrócił ze stu frankami. Położył stos sztuk pięciofrankowych na stoliku starej służącej i nie rzekłszy słowa wrócił do swego pokoju.
Nazajutrz równo ze świtem usiadł w ogrodzie na obalonym słupie i przez płot można było widzieć, jak cały ranek siedział nieruchomy, z pochylonem czołem, z oczyma błądzącemi po zniszczonych klombach. Czasami deszcz pruszył, ale starzec nie zdawał się tego spostrzegać. Po południu wszczęła się straszna wrzawa w Paryżu. Podobne to było do strzelania z broni i krzyków tłumu.
Ojciec Mabeuf podniósł głowę, spostrzegł przechodzącego ogrodnika i zapytał:
— Co to jest?
Ogrodnik z rydlem na ramieniu odpowiedział najspokojniej:
— To zaburzenie!
— Co! zaburzenie?