Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którego nie znasz. Mam stary kapelusz, który nie wart trzech franków, mam surdut bez kilku guzików na przodzie, mam podarte koszule, dziurawe łokcie, dziurawe buty, od sześciu tygodni nie myślę o tem i wcale ci nie mówiłem. Cozetto, jestem nędzarzem. Widujesz mię tylko w nocy i dajesz mi swą miłość; gdybyś mię zobaczyła we dnie, dałabyś mi grosz jak żebrakowi! Jechać do Anglji! Ba! nie mam nawet czem zapłacić paszportu!
I padł twarzą na drzewo stojące obok, ręce złożył nad głową, czołem tarł korę i nie czul ani drzewa, które mu obdzierało skórę, ani gorączki, która biła mu młotem w skroniach i nieruchomy, bliski upadnięcia stał jak posąg Rozpaczy.
Długo tak przestał. Można całą wieczność przeżyć w tych otchłaniach. Nakoniec obrócił głowę i usłyszał za sobą szmer stłumiony, łagodny i smutny.
To Cozetta łkała.
Od dwóch godzin płakała przy Marjuszu zadumanym.
Poszedł ku niej, padł na kolana, schylił się zwolna ku ziemi, ujął koniec jej nóżki, wychodzący z pod sukni i ucałował.
Nie broniła. Są chwile, w których kobieta, jak bogini smutna i rezygnacji pełna, przyjmuje w milczeniu religijną cześć miłości.
— Nie płacz — rzekł.
Wyszeptała:
— A kiedy mam oddalić się, a ty nie możesz tam pojechać?
On mówił:
— Czy mię kochasz?
Zanosząc się od płaczu odpowiedziała mu słowem niebiańskiem, które najbardziej zachwyca wśród łez wyrzeczone:
— Ubóstwiam cię!