Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

co wieczór na ulicę Plumet, usunąć starą, usłużną kratę bramy prezydenta, usiąść przy Cozecie na ławce, patrzeć przez drzewa na iskrzące gwiazdy nocy, dotykać kolanem obszernej sukni Cozetty, pieścić się z jej palcami, mówić jej ty, wąchać kolejno kwiaty — zdawało mu się, że można tak żyć zawsze, bez końca. Tymczasem chmury zbierały się nad ich głowami. Ilekroć wiatr zamieje, zabiera więcej marzeń człowiekowi, niż obłoków niebiosom.
Nie powiemy, żeby ta czysta, prawie dzika miłość była bez pewnych pieszczot. Mówić grzeczności tej, którą się kocha, jest pierwszym sposobem szukania z nią rozkoszy, małem zuchwalstwem, którego się próbuje. Grzeczność to niby pocałunek przez zasłonę. Rozkosz, choć się ukrywa, wyciska tu delikatne swe piętno. Serce, by więcej kochać, cofa się przed rozkoszą. Pieszczoty Marjusza, choć nasycone złudzeniem, miały coś niebiańskiego w sobie. Ptaki, gdy ulatują ku aniałom, muszą słyszeć podobne słowa. A jednak było w nich życie, człowieczeństwo, cała potęga rzeczywistości, do której Marjusz był zdolny. Było to, co się mówi w prozie, zwiastun tego, co się powie w sypialnym pokoju, liryczne wylanie, pomieszane sonety i strofy, wdzięczne hyperbole gruchania, wszelkie wykwintności ubóstwienia złożone w bukiet i dyszące delikatną niebiańską wonią, niewymownym szczebiotem serca, rozmawiającego z sercem.
— O! — szeptał Marjusz — jakże jesteś piękną! nie śmiem spojrzeć na ciebie. Jesteś uosobionym wdziękiem. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale gdy się ukaże twój trzewiczek z po za rąbka sukni, drżę cały. Jakie czarowne światło tryska ze słów twoich! Mówisz przedziwnie, rozumnie. Chwilami zdaje mi się, że jesteś snem tylko. Mów, słucham cię, podziwiam. O Cozetto, jak to dziwne i zachwycające: prawdziwie odchodzę od zmysłów. Przecudna jesteś, pani. Przez mikroskop patrzę na twą nóżkę, przez teleskop na twą duszę.