Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W owej godzinie miłosnego zachwytu, gdy rozkosz milczała bezwładna pod wszechpotężnym wpływem oczarowania, Marjusz czysty i anielski, Marjusz, raczejby poszedł do nierządnicy, niż ośmielił się podnieść do kostki suknię Cozetty. Razu jednego, przy blasku księżyca, gdy Cozetta pochyliła się, by podnieść coś z ziemi, stanik jej się otworzył i pierś odsłoniła. Marjusz odwrócił oczy.
Co się działo między temi dwoma istotami? Nic. Ubóstwiali się.
W nocy, gdy byli z sobą razem, ogród wydawał się miejscem żyjącem i świętem. Wszystkie kwiaty otwierały się dokoła nich i przesyłały im wonie, a oni otwierali swe dusze i udzielali ją kwiatom. Rozkoszna i bujna roślinność, pełna soków i upojenia, drżała do koła tych dwojga niewinnych; oni mówili słowa miłości, które dreszczem przejmowały drzewa.
Czem były te słowa? tchnieniem. Niczem innem. Westchnienia dostateczne były, by wzruszyć i zaniepokoić te istoty. Czarodziejska potęga, której pewnieby nie zrozumiano, czytając w książce te rozmowy, które wiatr, szumiący między liśćmi, unosił i rozpraszał. Odejmcie tym szeptom dwojga kochanków anielską melodję, pochodzącą z duszy i towarzyszącą im niby dźwięki liry, a pozostanie tylko cień; i mówicie: Jakto! nic więcej? Ależ tak, dzieciństwa, powtarzamy, śmiechy z byle czego, błahostki, śmiesznostki, wszystko cokolwiek jest na świecie najszczytniejszego i najgłębszego! jedyne rzeczy warte tego, by je mówić i słuchać!
Tych dzieciństw, tych śmiesznostek, jeśli ich człowiek nigdy nie słyszał i nigdy nie mówił, jest albo złym lub niedołęgą.
Cozetta mówiła do Marjusza:
— Czy wiesz?
(W tej niebiańskiej dziewiczości oboje, nie wiedząc dlaczego, mówili sobie ty).
— Czy wiesz? Mam na imię Eufrazja.
— Eufrazja? Ależ nie, nazywasz się Cozetta.