Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ściany? Lecz mur przedfossowy więzienia la Force szczytem swoim zakreślał linję zębatą, i nierówną, wznosił się i zniżał, był niższym przy koszarach straży ogniowej, wynioślejszym w bliskości Łazienek, zdefigurowanym przez naprawy i odnowienia, i nie miał takiej samej wysokości przy hotelu Lamoignon jak przy ulicy Brukowanej, wszędzie miał spadki, wszędzie kąty proste; a zresztą szyldwachy mogliby dostrzedz ciemną postać zbiega; tym więc sposobem jeszcze droga odbyta przez Thenardiera zdawała się niewytłómaczoną prawie. Na oba te sposoby ucieczka była nieledwie niepodobną. Czy Thenardier natchniony tem strasznem pragnieniem wolności, co przepaści zmienia w rowy, kraty żelazne w sieci pajęcze, co z kaleki robi atletę, z podagryka ptaka, co głupotę zamienia w instynkt, instynkt w rozum, rozum w genjusz, czy Thenardier wynalazł lub natrafił na trzeci jeszcze sposób? Nie dowiedziano się o tem nigdy.
Bądź co bądź, oblany potem, przesiąkły deszczem, w odzieży poszarpanej, z rękami pościeranemi, z rozkrwawionemi łokciami, z poranionemi kolanami, Thenardier dostał się na to, co dzieci w swym figurycznym języku nazywają skrawkiem muru, i leżał rozciągnięty, gdyż tam sił mu już zabrakło. Spadzistość prostopadła, wysokości trzeciego piętra, dzieliła go od bruku ulicy.
Sznur, który miał, był zakrótkim.
Oczekiwał tam blady, wyczerpany z sił, pozbawiony wszelkiej nadziei jaką miał, okryty jeszcze cieniem nocy, lecz mówiąc sobie, że dzień nadchodzi, przerażony okropną myślą, że usłyszy za chwilę uderzenie czwartej godziny na pobliskiej wieży Św. Pawła, godziny, o której przyjdą zmieniać warty i zobaczą szyldwacha uśpionego i dach wyłamany, oczekiwał, patrząc w osłupieniu na straszną głębię, będącą pod nim, na światło rewerberów i na bruk czarny i przemokły, na ten bruk pożądany i straszny, który był śmiercią i wolnością zarazem.