Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Marjusz wyprowadził się tak prędko z dwóch powodów. Najprzód, że teraz budził w nim wstręt ten dom, w którym tak z bliska i z całą ohydą i okropnością szczegółów widział brzydotę społeczną, szkaradniejszą jeszcze od złego bogacza: złego nędzarza. Powtóre, że nie chciał być wmieszanym do procesu, który prawdopodobnie wytoczyć miano, ani świadczyć przeciw Thenardier’owi.
Javert sądził, że młodzieniec, którego nazwiska nie zapamiętał, zląkł się i uciekł, niewróciwszy może do domu w czasie zasadzki; jednakże starał się go odszukać, ale daremnie.
Upłynął miesiąc, potem drugi. Marjusz ciągle mieszkał u Courfeyrac’a. Dowiedział się od adwokata, często zachodzącego do sali ustępowej sądu kryminalnego, że Thenardier siedział zamknięty w osobnej celi. Co poniedziałek Marjusz odsyłał do kancelarji więzienia la Force pięć franków dla Thenardier’a.
Marjusz, wyczerpawszy swe zasoby, pożyczał te pięć franków od Courfeyrac’a; pierwszy to raz w życiu pożyczał pieniędzy. Perjodyczne pięć franków były podwójną zagadką dla Courfeyrac’a, który je dawał i dla Thenardier’a, który je odbierał. — Do kogo to idzie? — myślał Courfeyrac. — Zkąd to może pochodzić? — zapytywał Thenardier.
Zresztą Marjusz miał serce zranione. Wszystko znowu zapadło jak w przepaść. Nie widział nic przed sobą, życie jego pogrążyło się w tajemnicy, w której błądził omackiem. Na chwilę ujrzał znowu z bliska w tej ciemności dziewicę ukochaną i starca, który zdawał się być jej ojcem — istoty nieznane, co stały się jedynem jego zajęciem i nadzieją na tym świecie — a jeden podmuch uniósł te cienie. Ani jedna iskierka pewności i prawdy nie wytrysła z najstraszniejszego starcia. Wszelkie domysły były próżne. Nie wiedział nawet nazwiska, które sądził, że zna dobrze. Oczywiście nie była to już Urszula, a Skowronek widoczne przezwisko. A co sądzić o starcu? Czy w istocie krył