Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz4.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Koledzy oficera spostrzegli, że w ogrodzie źle utrzymywanym, za szkaradną, kratą w stylu rokoko, żyło dość ładne stworzenie, które prawie zawsze ukazywało się w ogrodzie, gdy przechodził piękny porucznik, znany czytelnikowi pod nazwiskiem Teodula Gillenormand.
— Uważaj! — mówili. Jakaś mała strzela na ciebie oczyma. Popatrz na nią.
— Alboż to ja mam czas — odpowiedział ułan — patrzyć na wszystkie dziewczęta, które na mnie patrzą?
Właśnie w tym czasie Marjusz rozmyślał o śmierci i mówił: — Żebym przynajmniej mógł ją ujrzeć nim umrę! Gdyby życzenie jego się spełniło, ujrzałby w tej chwili Cozettę, spoglądającą na ułana, i nie rzekłszy słowa, skonałby z boleści.
Czyja wina? niczyja.
Marjusz był z tych charakterów, co zagłębiwszy się w boleści, już z niej nie wychodzą. Cozetta przeciwnie, zawsze mogła znaleźć rozrywkę.
Zresztą w tej chwili niebezpiecznej przechodziła fatalną porę kobiecego marzenia, puszczonego samopas, w którem serce samotnej dziewicy podobne jest do wypustków winnej latorośli, czepiających się przypadkowo to kapitelu marmurowej kolumny, to słupa szynkowni. Chwila szybko upływająca i stanowcza, krytyczna dla każdej sieroty, czy to ubogiej, czy bogatej, bo bogactwo nie broni od złego wyboru; bardzo łatwo wejść w niestosowne związki; rzeczywistą jednak niestosownością jest źle dobrany związek dusz; i jak nie jeden młodzieniec nieznany, bez nazwiska, bez urodzenia i majątku jest kapitelem marmurowym, podpierającym świątynię wielkich uczuć i myśli, podobnie nie jeden człowiek światowy, bogaty i dobrze urodzony, w przyzwoitych butach i z lakierowanemi słowami, jeśli spojrzysz nie na powierzchowność, ale wewnątrz duszy, to jest na to, co chowa dla swej żony, jest tylko głupią belką, której tajemnie czepiają się gwałto-