Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/333

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Małpa jakaś! — zawołał ojciec. — Zaraz mi tutaj, bo czas ucieka.
— Już idę, już idę — mówiła dziewczyna. — Człowiek na nic nie ma czasu w tej przeklętej dziurze.
I nuciła znowu przez zęby:

Rzucasz mię, idąc na wojnę,
Smutek mój ścigać cię będzie...

Raz jeszcze rzuciła okiem w zwierciadło i wyszła, zamykając drzwi za sobą.
W chwilę potem Marjusz usłyszał w korytarzu, jak obie dziewczęta przesuwały się boso, i głos Joddretta, który mówił:
— Uważać mi tam wszystko bacznie. Jedna stanie od strony rogatki, druga na rogu ulicy Małego Bankiera. Żeby mi nie stracić z oka ani na chwilę drzwi domu; i jakby się tylko pokazało cokolwiek, natychmiast przychodzić tutaj. A zwijać mi się co tchu. Macie klucz do wejścia.
Starsza mruknęła:
— Stać jak pies bosemi nogami w śniegu!
— Jutro będziesz miała buciki koloru bronzowego — rzekł ojciec.
Zeszły ze schodów, i w kilka chwil potem, trzaśnięcie drzwiami wchodowemi przy zamykaniu, oznajmiło, że już były wyszły na ulicę.
W całym więc domu pozostali już tylko Jondrettowie i Marjusz, i zapewne także te istoty tajemnicze, zauważone przez Marjusza w zmroku po za drzwiami niezamieszkałej izdebki.