Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozmarzonego a bardziej uważnego, człowieka prostego a litościwego, prawdopodobnie ich niedostatek byłby spostrzeżonym, ich wołania o ratunek byłyby zasłyszane i może oddawna już, zostaliby przygarnięci i ocaleni. Bezwątpienia, zdawali się oni być bardzo zepsutemi, bardzo spodlonemi, bardzo nawet ohydnemi, ale jakże rzadko takich, którzyby upadli a nie znikczemnieli; zresztą jest kres, u którego nieszczęśliwi i niegodziwi spływają się i zlewają w jedno słowo nieuchronne zgubne: nędzarze — nędznicy; i czy ich w tem wina? A potem, czyż miłosierdzie nie powinnoby się spotężniać według miary głębokości upadku?
Podczas kiedy sobie czynił te wymówki (gdyż zdarzało mu się, jak w ogóle wszystkim sercom prawdziwie zacnym, bywać swoim własnym nauczycielem, i łajać się, niekiedy więcej nawet niż na to zasłużył), wpatrywał się w ścianę, która go przedzielała od Jondrett’ów, jakby mógł przesłać po przez tę zaporę swój wzrok pełen współczucia, i ogrzać nim tych nieszczęśliwych. Ścianę stanowiła cienka warstwa tynku, podtrzymywanego przez łaty i listwy, co, jakeśmy to już powiedzieli, dozwalało dokładnie rozróżniać głosy, a nawet i wyrazy. Potrzeba było być marzycielem takim jak Marjusz, żeby aż dotąd na to nie zwrócić uwagi. Ponieważ ściana ani z drugiej strony nie była wyklejoną papierem, można było najdokładniej przepatrywać jej budowę. Prawie sam o tem nie wiedząc, Marjusz bacznie przypatrywał się tej ścianie; niekiedy zdarza się i zadumaniu, że roztrząsa, rozważa i bada, tak jakby myśl sama. Nagle podniósł się, spostrzegłszy u góry, prawie tuż pod sufitem, trójgraniastą dziurę, pochodzącą z przerwy pomiędzy trzema łatami. Wypadło było wapno, które miało zatykać tę próżnią, i wspiąwszy się na komodę, można było przez ten otwór zajrzeć do izby Jondrett’ów. Współczucie posiada, i nawet powinno posiadać, swoją ciekawość. Dziura ta stanowiła jakby rodzaj okienka. Wolno jest