Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Robił sobie tysiące wymówek. „Po co ja też chodziłem za nią? Byłem tak szczęśliwy, widując ją tylko! Spoglądała na mnie. Czyż to nie było ogromnie wiele?
Zdawała się mnie kochać; czyż to nie było wszystko? Pragnąłem, czegóż jeszcze? Niema już po za tem nic więcej. Popełniłem niedorzeczność. Własna w tem moja wina, i t. p.“ Courfeyrac, któremu się nie zwierzał z niczego, jak to było w jego naturze, ale który potrosze odgadywał wszystko, jak to znowu było w naturze tego ostatniego, zaczął od winszowania mu że się zakochał, wydziwiając się jednak temu niesłychanie; następnie, widząc Marjusza zapadłego w tę jego melancholję, rzekł mu wreszcie: Widzę teraz, że byłeś poprostu bydlęciem. Wiesz co, chodźmy oto do chałupki!
Razu jednego, zawierzając jakoś pięknemu słońcu wrześniowemu, Marjusz dał się Courfeyracowi zaprowadzić na doroczny bal do Sceauxs, spodziewając się, co za urojenie! że ją tam może odnajdzie. Był tam także Bossuet i Grantaire. Jak to pojąć łatwo, Marjusz nie znalazł tam tej, której szukał. „A jednak to tutaj znaleźć można wszystkie kobiety zgubione“, mruczał Grantaire na stronie. Marjusz porzucił swoich przyjaciół na balu i wrócił z niego piechotą, sam jeden, zmęczony, rozgorączkowany, ze wzrokiem mętnym i smutnym pośród ciemności, odurzony turkotem i kurzawą porozbawianych omnibusów, poprzepełnianych śpiewającemi wesoło, które, wracając z zabawy nieustannie przejeżdżały koło niego; zniechęcony, oddychając, dla ochłodzenia sobie pałającej głowy, ostrym zapachem drzew orzechowych po drodze.
Począł znowu żyć jak wprzódy, coraz więcej obłędny, przygnębiony, cały oddany swemu wewnętrznemu cierpieniu, szamocąc się tu i owdzie w swojej boleści na podobieństwo wilka w samołówce, wypatrując wszędzie nieobecnej, ogłupiały od miłości.
Innym razem trafiło mu się spotkanie, które sprawiło na nim wrażenie osobliwsze. Ujrzał był na je-