Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.






IV.
Początki ciężkiej choroby.

Nazajutrz o zwykłej godzinie, Marjusz wyjął z szafki nowy tużurek, spodnie nowe, kapelusz nowy i buty nowe; ubrał się w ten cały nowy komplet, włożył także rękawiczki, co było wyuzdanym zbytkiem, i poszedł do ogrodu Luksemburskiego.
W drodze spotkał Courfeyrac’a i udał, że go nie widzi. Courfeyrac, wróciwszy do siebie, rzekł do swoich przyjaciół:
— Tylko co miałem zaszczyt spotkać na mieście nowy kapelusz i nowy tużurek Marjusza, i Marjusza w tem wszystkiem. Niezawodnie poszedł zdawać egzamin, bo miał minę zupełnie głupią.
Przybywszy do ogrodu, Marjusz obszedł naokoło sadzawkę, i rozważał sobie łabędzie. Potem pozostał jakiś czas w rozpamiętywaniu przed jakimś posągiem, który miał głowę całkiem poczerniałą od pleśni, i któremu brakowało biodra. Stał nad sadzawką jakiś jegomość kilkodziesięcioletni i brzuchaty, który, trzymając za rękę małego chłopca kilkoletniego, mówił do niego bardzo poważnie: „Unikaj zawsze ostateczności. Pamiętaj, synu, żebyś się zawsze trzymał w równej odległości od absolutyzmu, jak od anarchji“. Marjusz wysłuchał tej przemowy, potem jeszcze raz obszedł sadzawkę na około. Nareszcie skierował się ku swojej