Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/219

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świt na niebie. Jest to złudzenie czegoś promienistege i nieznanego. Nic nie zdoła oddać niebezpiecznego wdzięku tego nieoczekiwanego błysku, który znagła, niewyraźnie rozjaśnia urocze ciemności i na który składa się cała niewinność chwili obecnej i cała namiętność przyszłości. Jest to jakiś rodzaj nieokreślonej czułości, która się zdradza na wszelki wypadek, a potem czeka. Jest to zasadzka, którą, niewinność zastawia bezmyślnie i w którą chwyta serca mimo swej woli, nawet mimo wiedzy. To poprostu tylko dziewica, która raz spojrzała wzrokiem kobiety.
Rzadko się zdarza żeby się nie urodziło z tego wzroku głębokie marzenie tam, gdzie on padnie. Wszystkie czystości i wszystkie niepokalane białości zbiegają się w tym promieniu zarazem niebieskim i wyrocznym, który daleko pewniej od najbardziej opracowanych spojrzeń zalotnic, znajduje czarodziejską władzę znagła wywołać w głębi duszy ten kwiat ciemny, pełen woni i trucizny, który nazywają miłością.
Wieczorem, wróciwszy do swej mizernej izdebki, Marjusz przypadkiem rzucił oczy na swoje ubranie, i po raz pierwszy spostrzegł się, „że jak ostatni jaki brudas i głupiec bez wychowania, pozwalał sobie przechadzać się po ogrodzie Luksemburskim w swoich sukniach codziennych; to jest w kapeluszu zgniecionym przy samej taśmie, w grubych buciskach furmańskich, w czarnych spodniach, które już były pobielały na kolanach, i w tużurku czarnym, pobladłym na łokciach!“