Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieszka po dziurach starych pieców wapiennych i wyschłych wodościeków, który jest czarny, kosmaty, ślizki, pełzający, to powolny, to prędki, który nie krzyczy, ale patrzy i który jest tak straszny, że nikt go nigdy nie widział. Nazywa tego potwora le sourd. Szukanie tych potworów pomiędzy kamieniami stanowi przyjemność strasznego rodzaju. Druga przyjemność: nagle podnosić kamienie bruku i patrzeć na stonogi. Każda część Paryża słynie z ciekawych okazów, które tam wynajdują. Są skoki w składach drzewa na Urszulinkach, stonogi na Panteonie, kijanki w rowach Pola Marsowego.
Co do dowcipów, to dziecię tak jak Talleyrand ma je na zawołanie. Nie mniej jak tam ten cyniczny, ale więcej uczciwy. Pełen niespodzianych wybuchów wesołości, szalonym swym śmiechem zdumiewa kramarzy. Skala jego śmiechu śmiało przechodzi od wyższej do gminnej komedji.
Przechodzi orszak pogrzebowy. Pomiędzy odprowadzającemi zmarłego jest także lekarz. — Patrzcie — woła ulicznik — od kiedyż to lekarze odnoszą swoją robotę?
Drugi znajduje się w tłumie. Jakiś jegomość poważny w okularach i z brelokami, zwraca się oburzony ku niemu: — Łotrze! ująłeś kibić mojej żony. — Ja? panie, wziąłem co?! — proszę mię zrewidować.