Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go sądu czytania listy, który był prawym profesorem prawa, regularnym kwadratem z przykremi kantami, akuratny, sztywny, nieposzlakowanie uczciwy i przeto dziwnie szkaradny. Bóg go wykreślił z życia, jak on moje nazwisko z listy.
Marjusz chciał mówić znowu:
— Z prawdziwą przykrością...
— Młodzieńcze — rzekł poważnie Laigle de Meaux — niech ci to posłuży za naukę na przyszłość. Odtąd staraj się być akuratnym.
— W istocie, nie wiem sam jak pana przeprosić.
— Nie wystawiaj się więcej na to, aby z twej przyczyny twój bliźni miał być wykreślonym.
— Doprawdy jestem w rozpaczy...
Laigle, parsknął śmiechem.
— A ja w największem uszczęśliwieniu. Włoska tylko brakowało żebym się nie pośliznął na adwokata. Wykreślenie właśnie ocala mnie od tej smutnej kolei. Wyrzekam się laurów zakratkowych. Nie będę więcej bronił wdowy ani też świetnie nacierał na sieroty. Bywaj zdrowa togo, żegnaj trybunale! Otóż sobie zdobyłem wykreślenie! I to panu je zawdzięczam, panie Pontmercy. Życzę sobie mocno zrobić ci za to uroczyście dziękczynne odwiedziny. Gdzie pan mieszkasz?
— W tym kabrjolecie — rzekł Marjusz.
— To znak zamożności, odparł Laigle z flegmą. Winszuję panu. Jest to mieszkanie na dziewięć tysięcy rocznie.
W tej chwili Courfeyrac wyszedł z kawiarni.
Marjusz uśmiechnął się smutno.
— Mieszkam w tym apartamencie już od dwóch godzin i wzdycham do tego, żeby się z niego wyprowadzić, ale jest rzecz taka, że niewiem dokąd?
— Proszę pana do mnie — rzekł Courfeyrac.
— Powinienbym mieć pierwszeństwo — zrobił uwagę Laigle — ale znowu rzecz jest taka, że ja nigdzie nie mieszkam.
— Daj pokój Bossuet — przerwał Courfeyrac.