Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Obudziło to ciekawość Marjusza. Laigle mówił dalej:
— Blondeau czytał listę. Jak to panu wiadomo, ma ten człowiek nos wielce ostry i złośliwy, zdaje się stworzony do przewąchiwania nieobecnych, co robi nawet z wielką rozkoszą. Tym razem podstępnie zaczął od litery P. Słuchałem piąte przez dziesiąte, nie mając nic wspólnego z tą głoską.
Szło jakoś nieźle. Ani jednego wykreślenia — ludzie z całego świata zdawali się być obecnymi. Blondeau pękał ze złości. Mówiłem sobie w duchu: Blondeau, mój przyjacieleczku, nie uda ci się upolować dzisiaj ani jednego. Znagła, słyszę jak czyta nazwisko: Marjusz Pontmercy. Coś nikt nie odpowiada na to wezwanie. Blondeau pełen słodkiej nadziei, woła głośniej jeszcze: Marjusz Pontmercy i łapczywie chwyta za pióro. Już ja mam to do siebie, że jestem czuły. Słysząc to, powiedziałem sobie w duchu: Masz tobie, no i gotowi wykreślić chłopaka. Zastanówmy się tylko chwilkę: ten, którego często brakuje na lekcjach, jest istotnie człowiekiem, posiadającym umiejętność życia; nie jest to bynajmniej tak zwany dobry uczeń; nie jest to bynajmniej jeden z tych, co sobie do utrapienia przysiaduje fałdy; nie jest to uczeń, który się uczy, bakalarczyk napuszony, wielce nauczny, wielce biegły w literaturze, teologji i mądrości; nie żaden to famulus wyprężony aż mu w karku trzaska, niby pauper wypowiadający swoją lekcję. Przeciwnie, to jakiś porządny leniwiec, który się sobie gdzieś wałęsa, używając może przyjemności życia wiejskiego, który uczęszcza do gryzetek, umizga się do ładnych dziewcząt i znajduje się może w tej chwili u własnej mojej kochanki. Nie trzeba żeby taki zginął. Raczej bodaj przepadł Blondeau. Właśnie w tej chwili, Blondeau umaczał w atramencie pióro już zasłużone tylu przekreśleniami, powlókł judaszowskiem spojrzeniem po sali, i potworzył po raz trzeci: Marjusz Pontmercy.