Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz3.pdf/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przyklejonej białej kartce, nazwisko: Marjusz Pontmercy.
Widok ten ruszył z miejsca patrzącego; postąpił on parę kroków i zawołał, zwracając się do młodego człowieka:
— Panie Pontmercy!
Zaczepiony kabrjolet zatrzymał się.
Młody człowiek, który zdawał się także być głęboko zamyślonym, podniósł oczy.
— Co takiego? — rzekł.
— Wszak pan jesteś Marjusz Pontmercy?
— Tak jest.
— Właśnie szukałem pana — rzekł Laigle de Meaux.
— Jakim że sposobem? — spytał Marjusz, właśnie w tej chwili wyjeżdżający z domu swojego dziadka, zagadnięty niespodzianie przez człowieka, którego widział raz pierwszy w życiu. Nie mam przyjemności znać pana.
— Zupełnie tak samo jak ja — odpowiedział Laigle.
Marjusz zaczął podejrzewać jaki studencki figiel, który się nieraz zdarza spotkać na ulicy. Nie będąc wcale usposobiony po temu w tej chwili, zmarszczył brwi, ale Laigle de Meaux z najzimniejszą krwią mówił dalej:
— Nie było pana onegdaj w szkole?
— Być może.
— Ależ — jestem pewny swego.
— Pan jesteś studentem? — spytał Marjusz.
— Tak jest; jak pan. Onegdaj przypadkiem poszedłem do szkoły. Pan wiesz, czasem to przyjdzie człowiekowi do głowy. Profesor zabierał się właśnie do czytania listy. Jest to rzecz równie pocieszna, jak nieprzyjemna. Za trzecim razem jeżeliś się nie odezwał, wykreślają cię z wpisu. Sześćdziesiąt franków jakbyś w błoto rzucił.