Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz2.pdf/358

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oddychać po całych godzinach, umieć dusić się a nie umrzeć — był to jeden ze smutnych talentów Jana Valjean.
Zresztą, nietylko galernicy dają się zamykać w trumnach. Jeśli damy wiarę mnichowi Austinowi Castellajo, Karol V, pragnąc po abdykacji widzieć się jeszcze ze swoją Plombes, kazał ją tym sposobem wnieść do klasztoru Świętego Justa i tak samo wynieść.
Fauchelevent, ochłonąwszy nieco z przerażenia zawołał:
— Ale co pan zrobisz żeby oddychać?
— Będę oddychał.
— W tem pudle! Ja na samą myśl już się duszę.
— Macie pewnie świder, przewiercicie kilka dziurek około ust i niezbyt szczelnie przybijecie wieko.
— Dobrze! a jeśli pan zakaszle lub kichnie?
— Kto ucieka nie kaszle ani kicha.
I Jan Valjean dodał:
— Ojcze Fauchelevent, jedno z dwojga trzeba wybrać: albo dać się wziąć tutaj, lub też zgodzić na wywiezienie karawanem.
Pospolicie wiadomo, że koty mają upodobanie zatrzymywać się i kręcić między podwojami drzwi na wpół otwartych. Bierze ochota rzec do kota: Wejdźże! Podobnie są ludzie, którzy, gdy przed nimi otwiera się jaki wypadek, stają tak że niepewni między dwoma postanowieniami, narażając się na zgniecenie, gdyby los nagle zatrząsnął wypadkiem. Zbytecznie roztropni, chociaż są kotami, i właśnie dlatego, że są kotami, niekiedy bardziej są narażeni na niebezpieczeństwo niż ludzie odważni. Fauchelevent miał ten charakter wahający. Wszelako zimna krew Jana Valjean wywierała nań wpływ mimowolny. Mruknął pod nosem:
— Bo też doprawdy nie ma innego sposobu.
Jan Valjean dorzucił:
— Jedno mię tylko niepokoi, co się stanie na cmentarzu.